Kobieta w średnim wieku wchodzi do gabinetu chirurga. Kroki stawia ostrożnie. Powoli, na bezdechu, siada naprzeciw lekarza, jakby pod ubraniem skrywała baterię dynamitu. Sprowadza ją silny ból w boku, który był przyczyną trzech omdleń tego dnia. Zapytana o jego przyczynę odpowiada:

– Kiedy klęczałam na ziemi, wbiegł we mnie na pełnej prędkości, trzydziestokilogramowy, niewidomy pies. Lekarz prosi by zdjęła koszulkę. Dynamitu brak, jednak zauważa, że na obu rękach, aż po łokcie, kobieta jest mocno posiniaczona. Jeden, mocno rozlany siniak, obejmuje jej nadgarstek niczym frotka tenisisty. Chirurg uciska z różnych stron klatkę piersiową kobiety, sprawdza ruchomość jej szyi, bada ją palpacyjnie w pozycji leżącej, nieustannie dopytując się o jej wrażenia bólowe.

Te same siniaki zauważa potem radiolożka, wykonująca zdjęcia rentgen oraz lekarz robiący badanie USG. Diagnoza – złamane żebro, bez wpływu na stan narządów wewnętrznych, co na podstawie silnego bólu, podejrzewał chirurg.

Czy lekarz kupił jej historię o wypadku z niewidomym psem? Nawet gdyby chciał w to wierzyć, niewidząca istota porusza się przecież powoli, a nie galopem, prawda? A te siniaki, czy można uwierzyć jej wyjaśnieniom o częstym obcowaniu z psami w ośrodku adopcyjnym?

Trudno oprzeć się wrażeniu, że kobieta jest ofiarą przemocy domowej i skrzętnie stara się ukryć ten fakt.

A jednak, jej wersja to wersja prawdziwa, a ta historia, to moja historia z końca lipca i pretekst by opowiedzieć Ci o Dżekim i Bogusiu – dwóch owczarkach, które mimo przeciwności losu, nie tracą radości życia. Znam obu Panów od roku.

Dżeki, to owczarek złocisty, czyli żółty pies w typie krótkowłosego owczarka niemieckiego.

Jaki jest Dżeki?

Gdyby był człowiekiem, byłby profesorem z równo przystrzyżoną bródką, noszącym na co dzień nie tylko marynarkę, ale też obowiązkowo kamizelkę. Z kieszeni marynarki wystawałaby czysta chusteczka i grzebyk. Uprzejmy, kulturalny, szarmancki, ale nie bez polotu i zainteresowań. W klapie marynarki nosiłby różyczkę, którą mógłby wręczyć napotkanej damie. Najczęściej cichy i uprzejmy, łatwo wtapiający się w otoczenie, jednak ożywiający się przy spotkaniu, obdarowujący uśmiechem, każdego, bez względu na jego wygląd, wiek i status. Nie załamywałby rąk widząc wybryki młodzieży, a jedynie uśmiechał się mówiąc „każdy wiek ma swoje prawa”. Gdyby tańczył, tańczył by głównie walca. Jeśli przyszło by mu żyć w rodzaju getta, między innymi, którym powinęła się noga, zaadaptowałby się do nowych warunków i nie żalił. Starałby się nadal zachować spokój ducha, a nawet zarażać swoim optymizmem. Z wysłużonym grzebykiem w kieszeni podartej marynarki, próbowałby porozumiewać się z innymi panującym w getcie slangiem, być jednym z nich.

Widzisz to? Czujesz go?

Ja właśnie tak czuję Dżekiego.

Urodzony do innego życia, z jakiegoś powodu mieszkający obecnie w ośrodku adopcyjnym. Przy każdym spotkaniu z nim, widzę na jego pysku uśmiech i entuzjazm. Entuzjazm ten wypełnia całe jego ciało i zasila go piękną, optymistyczną energią, która momentami każe mu biegać. Więc gdy opuszcza swój boks i cieszy się spotkaniem, biega. A nie jest to takie oczywiste, ponieważ Dżeki nie widzi. Co prawda lekarze twierdzą, że powinien widzieć przynajmniej jakieś cienie i plamy, jednak sposób w jaki wbiegł we mnie na pełnej prędkości każde mi bardzo wątpić w tę optymistyczną diagnozę.

Nasze zderzenie najpierw odebrało mi oddech, potem zmieniło głos, na koniec przyszła świadomość bólu. Nie mniej zszokowany był Dżeki, który przygryzł sobie przy tej okazji język. Na szczęście u niego nie doszło do dodatkowych obrażeń.

Mimo tak przykrego zaskoczenia, nie znielubił mnie, nie stracił humoru, ani rezonu. Dał się zaprosić na spacer, na którym paradował na smyczy z typową dla niego gracją. Zagadywany, zbliżał się i wystawiał ufnie ciało do głaskania. Jak zawsze, z iście profesorską dociekliwością wywąchiwał nowości w środowisku, ale potrafił się też zatrzymać i pokontemplować ciszę, czy napić się wody z naczynia o dziwnym kształcie…

Dżeki ufa, Dżeki nie jest pamiętliwy, Dżeki zawsze zachowuje się, jakby jego szklanka była do połowy pełna.

Piękny, złocisty jegomość, o zgrabnej sylwetce, bystrych, stojących uszach i długaśnym jęzorku.

Zaraz do niego wrócę, bo teraz Boguś domaga się uwagi.

Boguś taki właśnie jest: wie czego chce i potrafi to bardzo wyraźnie komunikować. Nie ma możliwości, bym będąc w ośrodku, pominęła odwiedziny u Bogusia. Wzywa mnie głosem, potem czaruje uśmiechem i w końcu wita wylewnie acz bez nadpobudliwości. To owczarek poniemiecki ze wszystkim charakterologicznymi walorami tego typu. Owczarki poniemieckie to czarno-brązowe, lekko podpalane owczarki o klapniętych uszach. Zachowały genetyczne cechy dawnych owczarków, zanim ich selekcja na wygląd przesadnie uwydatniła tendencję do stróżowania i kontroli. Pamiętasz stare filmy o Psie Cywilu lub o Szariku z Czterech Pancernych? A może otarłeś się o bardzo stare amerykańskie filmy o psie imieniem BraveHeart? Odnajdziemy w nich kwintesencję cech dawnych owczarków niemieckich, o które dziś tak ciężko u psów tej rasy: niezwykłą zdolność komunikacji i współpracy z człowiekiem, przy jednoczesnej olbrzymiej niezależności w myśleniu i działaniu. Ten zestaw cech obserwuję dziś raczej w owczarkach poniemieckich, których ważnym przykładem jest Boguś właśnie.

Ależ on mocno stoi na łapach. Bije z niego siła i inteligencja. Kiedy wchodzi ze mną w kontakt, czas przestaje istnieć. Jest tylko ta relacja i ta rozmowa. Pełne wzajemne skupienie, nie mające nic wspólnego z umiejętnością prezentowaną dziś przez wiele psów na komendę. Boguś lubi mocny, konkretny dotyk. Jakby ładował nim baterie, chłonął go każdą komórką ciała i potrzebował jak ziemia dżdżu. Ale nie ma w nim przy tym przymilania, umizgiwania, obłaskawiania. Jakby mówił mi „bierz mnie”, albo „mojaś ty”, a moje ręce radośnie na to reagowały. Gdyby był facetem, nie tańczyłby walca, jak Dżeki, tylko niebywale prowadził partnerkę w tango argentino.

To właśnie Boguś jest odpowiedzialny za siniaki na moim nadgarstku, ponieważ gdy jest bardzo stęskniony lub bardzo czymś przejęty lubi przytrzymać sobie w pysku moją rękę. Nie, nie jest to mocne albo niemiłe, wręcz przeciwnie. Odbieram to zawsze jako „tak bardzo się cieszę, że jesteś, zostań przy mnie jeszcze trochę”. Skąd więc siniaki? Taka już moja natura, że bardzo łatwo mi się one nabijają. Wiem, że mogłabym postawić Bogusiowi granicę, powiedzieć, że nie życzę sobie takiego kontaktu i on by to zrozumiał i respektował. Ale dobraliśmy się pod tym względem. On chce się tak czasami wyrażać, a ja odbieram to jako potwierdzenie naszej relacji opartej na szacunku i zaufaniu. Boguś naprawdę uwielbia być blisko. Podczas krótkiego przystanku na spacerze, najchętniej parkuje między nogami, by na swoich obu bokach fizycznie czuć bliskość człowieka.

Psie dziewczyny do niego lgną, podczas gdy on traktuje je z nonszalancją w stylu macho. Do jajecznych panów, pręży dumnie klatę i zmienia się w kogucika. Jednak liczy się w tych sytuacjach ze zdaniem człowieka, któremu ufa i z jego pomocą, potrafi podejmować mądre decyzje.

Boguś to zapalony futbolista. Serio. Uwielbia grać z człowiekiem w piłkę nożną, najlepiej pięknie sflaczałą piłką do nogi. Robi to z pasją, radością i oddaniem, zarażając swoim entuzjazmem ludzkiego gracza. Boguś dużo się śmieje, a z uwagi na jego jedno mniejsze, jakby przymrużone oko, sprawia wrażenie, jakby często to oko do nas puszczał.

I tak jak Dżeki, pokornie i z nadzieją na lepsze jutro znosi fakt, że mieszka tymczasowo w boksie ośrodka adopcyjnego.

Jest to mądra strategia na przetrwanie w niesprzyjających warunkach, bo chłopaki nie gasną w oczach, jak niektóre psy, które takiej strategii nie wybrały. Jednak podejrzewam, że właśnie ta strategia sprawia, że ci dwaj, te dwie niebywałe psie osobowości, nadal czekają na swoich ludzi i swoje domy. A mnie się to w głowie nie mieści.

Uważam, że Dżeki byłby najszczęśliwszy u boku spokojnej, dojrzałej osoby/pary osób, w uporządkowanym domu, w którym nie przestawiano by mu mebli, do którego rzadko zaglądałby chaos związany z głośnymi dziećmi, częstymi gośćmi lub zmianami. Mimo młodzieńczej energii i wigoru, to jednak już psi senior, zatem marzy mi się dla niego stateczny człowiek, ceniący sobie przewidywalność, ktoś, kogo cieszyć będzie u jego boku obecność łagodnego, lubiącego dotyk psa. Przez swoje towarzyszki z boksu, Dżeki był i jest bardzo lubiany, zapraszamy więc do kontaktu również osoby, które szukają towarzystwa nie tylko dla siebie, ale i dla swojego psa.

 

Boguś z kolei z pewnością odnajdzie się u boku doświadczonego opiekuna, który lubi silne psychicznie, ale skore do współpracy psy. Osoby chętnej na bliski, fizyczny kontakt z psem, wygłupy i zapasy z nim, koniecznie futbolowe rozgrywki i zwykłe – niezwykłe wędrówki. Osobowość Bogusia doceni każdy fan owczarków starej daty. Jeśli nim jesteś, doskonale wiesz, o czym piszę, więc na tym ten akapit zakończę.

W czasach, kiedy piszący ma 3-5 sekund na złapanie uwagi czytelnika, popełniam bardzo długi, jak na anons adopcyjny tekst. Postanowiłam jednak zaryzykować, licząc na to, że w moich słowach, ktoś wyłapie współgrające z nim nuty i zrozumie, że chciałby poznać Dżekiego lub Bogusia i rozważyć danie któremuś z nich miłość aż po życia kres. Mam nadzieję, że to ryzyko się dla Chłopaków opłaci. Może moje złamane żebro i siniaki, staną się w ten sposób przepustką do ich nowego, pięknego życia.

Jeśli zastanawiasz się, czy Dżeki lub Boguś to pies dla Ciebie, napisz do mnie (kasia@zendog.pl), na pewno się z Toba skontaktuję.